Archiwum styczeń 2005, strona 2


Bez tytułu
11 stycznia 2005, 21:07

a z drugiej strony dlaczego ja się dziwię, że cała zestresowana chodzę... w końcu mam ojca nie dość, że alkoholika to jeszcze złodzieja, przykre to jest ale przecież jego całe życie okradali to on teraz może odebrać to co jego (gówno prawda ale z takiego założenia wychodzi a tak na prawdę nic go nie usprawiedliwia), mam ochotę wrzeszczeć ale nie chce mi się słuchać jak znowu mieliby do mnie pretensje...

Bez tytułu
11 stycznia 2005, 20:22

jakie to wszystko jest popierdolone... wszyscy mają o byle gówno pretensje:( kurwa kiedy będę mogła żyć tak jak ja chcę a nie tak jak ktoś uważa, że było by dla mnie "najlepiej"? jakim prawem mówią mi co i jak  mam robić, przecież do cholery już mam trochę lat i mogę sama za siebie decydować, kiedy to gówno zwane życiem się skończy? jak dla mnie mogło by się już a nawet wczoraj wtedy przynajmniej mniej łez bym wylała...a tak to siedzę z pierdolona chusteczką i smarkam jak głupia, nagle mama zaczęła sie nade mną litować... "porozmawiaj ze mną a nie płacz" nie chce mi się rozmawiać ani z nią ani z nikim innym... potem coś jeszcze dopiszę, bo siedzi koło mnie i co chwile pyta z kim rozmawiam, przecież jej nie powiem, że piszę właśnie o tym jak mi źle a sama się przecież nie zorientuje...

Bez tytułu
10 stycznia 2005, 23:50

dziś był znowu ciężki dzień, strasznie dla mnie dołujący choć nie powiem, że wiem dlaczego... może wstałam lewą nogą i dlatego świat był taki szary? ale doszłam do wniosku, z który nie koniecznie bardzo chciałam się spieszyć, brakuje mi faceta jak rybce wody, tak bardzo chce mieć kogoś kochanego tak fajnie, i żeby było tak jak kiedyś... smutno mi znowu):( doszłam więc do wniosku, że potrzebuje kogoś kto mi powie "kocham Cię" i będzie ze mną na dobre i na złe (nie wiem czy przypadkiem bym nie chciała żeby to był mój były ale na szczęście to już jest nie możliwe - a tak pięknie brzmiały słowa, które wypowiadał, niby zwykłe "kocham Cię" a jednak znaczyły tak wiele i powiedziałabym mu to samo:( krótkie podsumowanie: dalej mam doła i dalej brakuje mi kogoś kochanego kto chciałby ze na więcej czasu spędzać... smutno mi, że nie ma kogos takiego, bardzo smutno

Bez tytułu
07 stycznia 2005, 23:05

dzisiaj wbrew pozorom wcale nie czuję się lepiej... niby pół dnia siedziałam sama w domu (co powinno mi troche pomóc) a z drugiej strony wszystko mnie dołowało i jakoś źle mi z tym było... nic, jutro kolejny dzień, może będzie "lepszy" w końcu ludzie mają większe problemy niż ja (co nie zmienia faktu, że wydaje mi się, że mnie nikt nie rozumie, może dlatego, że jestem sama jak palec i nawet nie mam z kim o tym wszystkim pogadać?) mniejsza o to... w każdym razie złapałam doła jak cholera wielkiego i muszę zrobić coś żeby się z niego podnieść, bo chyba dobrze by było ale póki co się nie bardzo na to zanosi... idę się umyć a potem wyjątkowo wcześnie do spania (czasami lepiej nie dyskutować, bo to może mieć tylko złe konsekwencje)... idę więc sobie do łazieneczki zamknę się tam i wezmę cieplutki prysznic choć wiem, że i tak mi to w niczym nie pomoże, ide..a jutro bardzo wcześnie wstanę i będę dzielna przez cały dzień:).

:(
07 stycznia 2005, 00:28

kurwa... wróciłam z pracy upieprzona jak dziki osioł i co? znowu zobaczyłam zalanego w cztery dupy tatusia z kolegą jeszcze z lat szkoły średniej i jego żoną, wszyscy pili, bo przecież była okazja ale ojciec jak zwykle najwięcej i najszybciej, żeby przypadkiem ktoś nie wypił więcej niż on (bo przecież on jako gospodarz nie może być stratny), potem się dowiedziałam od niego samego, że jest palantem, ale nie potwierdziłam tego choć może powinnam:( taki ze mnie osioł... Rzygać mi się chce a gdy ktoś mnie na piwo zaprasza to od razu mam przed oczami widok ledwo trzymającego się na nogach Taty, ile tak można i co mogę zrobić żeby skończył z tym gównem, które się zwie alkohol, żeby przestał w końcu ranić całą moją rodzinę i siebie samego pewnie też?, bo z nim to jest tak, że najpierw wszystko go wali a już pięć minut później boi się wszystkiego, na prawdę mam już dość tego, ale nie stać mnie na wynajęcie choćby nawet jednego pokoiku, w którym nikt by mi nie wyciągał pieniędzy z portfela, w którym czułabym się bezpieczna jak w domu (choć w domu właściwie też czuć się tak nie mogę)