Archiwum 07 stycznia 2005


Bez tytułu
07 stycznia 2005, 23:05

dzisiaj wbrew pozorom wcale nie czuję się lepiej... niby pół dnia siedziałam sama w domu (co powinno mi troche pomóc) a z drugiej strony wszystko mnie dołowało i jakoś źle mi z tym było... nic, jutro kolejny dzień, może będzie "lepszy" w końcu ludzie mają większe problemy niż ja (co nie zmienia faktu, że wydaje mi się, że mnie nikt nie rozumie, może dlatego, że jestem sama jak palec i nawet nie mam z kim o tym wszystkim pogadać?) mniejsza o to... w każdym razie złapałam doła jak cholera wielkiego i muszę zrobić coś żeby się z niego podnieść, bo chyba dobrze by było ale póki co się nie bardzo na to zanosi... idę się umyć a potem wyjątkowo wcześnie do spania (czasami lepiej nie dyskutować, bo to może mieć tylko złe konsekwencje)... idę więc sobie do łazieneczki zamknę się tam i wezmę cieplutki prysznic choć wiem, że i tak mi to w niczym nie pomoże, ide..a jutro bardzo wcześnie wstanę i będę dzielna przez cały dzień:).

:(
07 stycznia 2005, 00:28

kurwa... wróciłam z pracy upieprzona jak dziki osioł i co? znowu zobaczyłam zalanego w cztery dupy tatusia z kolegą jeszcze z lat szkoły średniej i jego żoną, wszyscy pili, bo przecież była okazja ale ojciec jak zwykle najwięcej i najszybciej, żeby przypadkiem ktoś nie wypił więcej niż on (bo przecież on jako gospodarz nie może być stratny), potem się dowiedziałam od niego samego, że jest palantem, ale nie potwierdziłam tego choć może powinnam:( taki ze mnie osioł... Rzygać mi się chce a gdy ktoś mnie na piwo zaprasza to od razu mam przed oczami widok ledwo trzymającego się na nogach Taty, ile tak można i co mogę zrobić żeby skończył z tym gównem, które się zwie alkohol, żeby przestał w końcu ranić całą moją rodzinę i siebie samego pewnie też?, bo z nim to jest tak, że najpierw wszystko go wali a już pięć minut później boi się wszystkiego, na prawdę mam już dość tego, ale nie stać mnie na wynajęcie choćby nawet jednego pokoiku, w którym nikt by mi nie wyciągał pieniędzy z portfela, w którym czułabym się bezpieczna jak w domu (choć w domu właściwie też czuć się tak nie mogę)