dzisiaj kolejna akcja z Ojcem była... bo wychodząc rano na zakupy zaczepił mnie sąsiad, który mieszka pod nami (a żeby było śmieszniej to Tata go wyjątkowo nie trawi - fakt faktem, że upierdliwy jest jak cholera i czepia się wszystkiego choć nie ma do tego żadnych podstaw) tym razem więc poszło o to, że zwrócił mi uwagę, że wczoraj jego córka się uczyć nie mogła, bo tak huczało i trzęsło, że aż myślał, że mu zaraz meble na głowę spadną... gówno prawda, bo wczoraj był spokój jak nie wiem co (z resztą u nas zawsze jest spokój, bo ani muzyki nikt głośno nie słucha ani nie skacze, nikt z nikim się nie kłóci... po prostu jest spokojnie) dzieciaki też były wyjątkowo grzeczne ale Tata wkurwił się tak, że postanowił pójść i z nim porozmawiać a jeśli słowa nie pomogą to powiedział, że "obije mu ryja i tym sposobem się nauczy gdzie jego miejsce, bo takiemu kmiotowi jak on i tak się dawno należało"... niestety jak zawsze po każdym wyjściu z domu był wstawiony więc bałam się, że faktycznie może się źle skończyć... jednak po jego powrocie, dowiedziałam się, że podobno facetowi powiedział trochę mało delikatnie, że jest bucem i jak coś mu nie pasuje to lepiej niech sobie poszuka innego lokum (aż mi świeczki w oczach stanęły więc postanowiłam się wycofać do drugiego pokoju) wiele to w prawdzie nie pomogło ale przynajmniej nie musiałam na niego patrzeć... i znowu moje dobre samopoczucie odpłynęło gdzieś daleko daleko...:(