15 kwietnia 2006, 23:52
jakoś tak smutno minął mi ten dzień... poszłam do kościoła z koszykiem, potem przyszła siostra z mężem i brat z całą rodziną (może dlatego właśnie mam taki humor, jaki mam) Tata poszedł na mecz więc z nim podzieliliśmy się jajkiem wtedy kiedy wrócił czyli już w zasadzie wieczorem... dlaczego mam taki wisielczy nastrój? czy jest ktoś, kto potrafiłby mi to wytłumaczyć??? bardzo o to proszę:( ale przy życzeniach i tak byłam dzielna, bo nie płakałam, dopiero przy Tacie popłynęły mi wielkie, krokodyle łzy... pocieszające jednak było to, że znajomi o mnie pamiętają, bo dostałam całą masę sms'ów, niby nic a jednak coś, odpisałam tylko na część...