wszystko się pozmieniało, bo gdy ja byłam "mała" to czekałam z utęsknieniem na lany poniedziałek, czasami nawet nie przeszkadzało mi to, że nie miałam suchej nitki na sobie a dzisiaj wyobraźcie sobie, że nie było chętnych do lania ani mnie ani nawet nikogo innego, dzieciaki przyszły i też nie specjalnie chciały się wodą chlapać... jakieś dziwne to wszystko, także lany poniedziałek wcale nie był lany, podobno nawet na odpóście bardzo sucho było (brat z dzieciakami był i tak mówili, co nie ukrywam też bardzo mnie zdziwiło), gdzie się podziały tradycje z dzieciństwa? gdzie całe masy chłopaków z butlami i uciekające przed nimi dziewczyny, co sie stało, że nie miałam okazji tego dzisiaj zobaczyć??? nic nie rozumiem:( ale co tam, w końcu i tak bym się nie lała... to nie to co w naszej starej kamienicy... tam zawsze woda lała się strumieniami, Pani Marysia pomimo swojego już nie młodego wieku dzielnie walczyła ze mną i moją siostrą a potem przychodzili do niej goście i się dołączali, zabawa była przednia a nam z tego co pamiętam największą radość zawsze sprawiało wlewanie wody pod spódnice sąsiadki, ehhh, to były czasy...