Archiwum maj 2007, strona 4


Bez tytułu
06 maja 2007, 22:30

ciężko było ale przeżyłam... dzieciaki mi na nerwach działały, szczególnie jeden 2-u letni chłopiec – chyba po mamusi taki upierdliwy, co chwilę wycierał o wszystkich nos, drapał, kopał, szczypał i mówił tak, że nie dało się go zrozumieć, ponoć mam dobre podejście do dzieci ale dzisiaj jak bum cyk cyk miałam dość, potem jeszcze Marta jak to Marta zaczęła nudzić "nudzi mi się" albo "chodźmy na górę do nich" idź, "nie, bo ja chcę z Tobą" a co mnie to obchodzi? wkurzona więc byłam pod koniec straszliwie, Tata bidunia też widziałam, że już miał dość a do tego ten ukrop, 17 osób w niewielkim pokoju, w którym okna nie można było otworzyć żeby się dzieciaki nie poprzeziębiały, mam nadzieję, że nie prędko będzie powtórka z rozrywki a chrzciny same w sobie prawie jak to chrzciny, co tam, że ksiądz na mszy zapomniał o chrzcie i cała ceremonia miała miejsce już po mszy, niby fajnie, bo stało nas tam może 10 osób ale trochę głupio, że ksiądz przeoczył ten fakt, cóż – widać różnie bywa... a ja chora, katar jak skurczybyk i ten cholerny ból gardła, skąd to się znowu przyplątało??? nie mam pojęcia a siostra ponoć wieczorem dzwoniła, że przegieliśmy z prezentami, bo po co im tyle kasy? Mama stwierdziła, żeby nie narzekała, bo przecież im się przyda a ta na to: "tak, ale i tak Was opierniczę jak się zobaczymy"

Bez tytułu
05 maja 2007, 22:36

niby sobota – teoretycznie ruchu nie powinno być a jednak... gorzej niż cały miesiąc razem wzięty, ludzie chyba nie bardzo dzisiaj wiedzieli co z sobą zrobić więc przychodzili do mnie, wydawać by się mogło, że fajnie, bo dzień szybciej zleciał ale co z tego skoro za jedzenie wzięłam się dopiero w drodze powrotnej do domu, wróciłam głodna jak fiks, zmęczona jakby po całym tygodniu pracy albo jeszcze bardziej, zasnęłam na sofie i spałam i spałam aż w końcu obudzili mnie na jakiś obiad coś po 16, przynajmniej się wyspana teraz czuję:) a jutro znowu chrzciny u "teściów", a może nie będzie aż tak źle;)

Bez tytułu
04 maja 2007, 23:07

znowu sobota... w pracy jutro będę samiutka jak palec ale może to i lepiej? mniejsza z tym, dzisiaj zupełnie niespodziewanie nawiedziły nas dzieciaki, uhhh, miałam naprawdę dość kiedy wychodziły, a może to dlatego, że w pracy było dzisiaj tyle do zrobienia? kto to wie, ale to chyba nie jest najistotniejsze. A co u mnie? Mama znowu jakoś tak bardziej niż zwykle działała mi na nerwach, jakiś dziwny humor miała ale gdy zapytałam czy coś się stało burknęła "a co się miało stać" podejrzane ale Tata był "normalny" w to też postanowiłam nie wnikać, w każdym razie wszystkiemu znowu byłam winna ja, Paweł zaczął płakać – ja oberwałam, chciał iść na spacer – też ja, coś z Nią było nie do końca tak jak jest zazwyczaj, może za dużo wolnego w pracy miała? rawdopodobne, ale mnie raczej dobry humor by nie opuszczał, Pikuś, każdy ma swoje zady i walety i w związku z powyższym orze jak może...

("chodź przywitaj ze mną nowy dzień
czai się za oknem w bladej sukni nieba...
choć nie będzie łatwo jednak wiem
w Twoich oczach znajdę spokój" tak sobie właśnie śpiewam... a bo niby dlaczego nie?)

Bez tytułu
03 maja 2007, 23:13

wróciłam, dzień później niż początkowo było ustalone ale ponoć lepiej późno niż wcale, dziwię się, że jeszcze nie usypiam, bo o tej porze już zazwyczaj spałam, a wydawało mi się, że tak wcześnie nie da się położyć do łóżka... nie było jakoś strasznie źle ale zapewne mogło by być też lepiej, znowu brakowało mi kogoś obok mnie, Oni jak zawsze szli z tyłu a ja samiutka jak palec z przodu, chociaż "dzień dobry" ludzi idących z naprzeciwka nie pozwalało mi się czuć samotną:) nogi 3 cm krótsze, bo wycieczki krótkie nie były a do tego buty średnio wygodne, wystarczy, jutro może będzie więcej ale teraz już dość, chyba, że jeszcze mi coś w głowie pstryknie:) zamknę okno na noc, bo już zamarzam:)