dzisiaj kolejny raz stanęły mi świeczki w oczach a wszystko dlatego, że zobaczyłam moja siostrzyczkę na (chyba) ostatniej już przymiarce sukni ślubnej... wyglądała prześlicznie ale jakoś tak mi smutno, że się wyprowadzi:( pociesza mnie myśl, że wtedy chociaż ona będzie już tak całkiem szczęśliwa (nie to co ja - bo mój świat znowu legnie w gruzach):( strace kogoś z kim (póki co) zawsze mogę pogadać choćby nawet o dupie maryny... smutny będzie dla mnie ten dzień kiedy powiedzą sobie "ślubuję Ci miłość, wierność oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci, tak mi dopomóż Panie Boże i wszyscy Święci (chyba jakoś tak to idzie... nie?) :(także smutno mi, że dzień, w którym stracę siostrzyczkę zbliża się wielkimi krokami... a ja (znając życie dalej będę sama jak ten pieprzony palec:( kiedy się do ego przyzwyczaję? nadejdzie wogóle taki moment, że to sę stanie już takie zupełnie normalne? wolałabym sobie kogoś znaleźć ale to wbrew pozorom nie jest takie łatwe...