Najnowsze wpisy, strona 345


Bez tytułu
27 maja 2007, 01:01

biologia zaliczona:), polski pisemny myślę, że też, choć tematy były koszmarne, jutro znowu majca i do domciu a w nim? Rodzice, brat z dzieciakami i siostrzyczka z mężem a wszystko z okazji Dnia Matki i ponoć moich imienin... smutno będzie, bo brat znowu przyjdzie bez żony, podobno dzwoniła dzisiaj i plakały obie z moją Mamą rozmawiając przez telefon, przy okazji ja dostałam opiernicz, że ponoć powiedziałam Marcie z początkiem stycznia, że Tata chce się wyprowadzić, pikuś, może ale nie sama z siebie tylko pewnie Marcyśka sama zapytała... podobno znowu się kłócą i Piotrek tym razem już poważniej się wyprowadza. Ale czemu jak zwykle najbardziej  poszkodowane są dzieciaki? a może jeszcze się pouklada? hmmyyy...

Bez tytułu
25 maja 2007, 23:35

jak można być tak bezmyślnym człowiekiem żeby zostawić na balkonie psa, który cały czas szczeka nie dając spokoju reszcie mieszkańców? zadzwoniliśmy na policję żeby w końcu zainterweniowali i co? przyjechali, pies jak zwykle gdy ktoś przechodzi się zamknął, poświecili mu latarką po oczach i odjechali nie reagując na nasze krzyki z balkonów, reakcja była tylko taka, że nie ma przepisu zabraniającego trzymania zwierząt na balkonie, ale chyba o zakłócaniu ciszy już jest, nie? niby tak ale ten pies tego paragrafu nie łamie, z resztą jak nie ma właściciela to z tym też nic nie zrobimy... mogli go przecież zabrać ale nie, bo muszą mieć świadków, którzy złożą zeznania, "proszę wejść na górę to złożymy zeznania", nie, proszę zejść do radiowozu, "nie mogę, bo mam małe dziecko, które też nota bene spać nie może a nie będę go teraz tarmosić, bo kolejny raz usypia" to trudno, to pies wam tak będzie szczekał do usranej śmierci, uhhhh...

Bez tytułu
24 maja 2007, 00:09

szkoda, że każdy dzień nie jest taki jak dzisiejszy... nagle wszyscy zaczęli się zbierać do domu a ja zapytałam samą siebie dlaczego oni wychodzą tuż po 12? okazało się, że było już dobrze po godzinie 15.30:) do 18 też droga krótsza była ale co tam, raz na 1,5 roku chyba takie cuda się zdarzają... dobranoc jak zwykle nie o bardzo wczesnej porze:)

Bez tytułu
22 maja 2007, 22:46

coś mi się wydaje, że dzisiaj mam jakby gorszy dzień... ból głowy od samego rana, potem masa klientów i kolejny opiernicz, że papieru nie spiasałam jakiego brakuje, że ulubiony kubek Palanta znowu jest nie umyty, że jeszcze raz oprawiłam po nim pracę, którą w prawdze oprawił na odwal się ale oprawił... uhhh jedynie hipopotam mi pomagał:) ale wieczorkiem się wyspałam, pierwszą połowę oglądałam przez około 15 minut i zasnęłam budząc się chwilkę po przerwie, potem jeszcze chwilkę mi się zdarzyło, po za tym wszystkim dzień jak codzień. Ale chyba szybko dzisiaj pójdę spać, bo coś czuję, że nie bardzo przytomna jestem. Dobranoc więc o tak zabójczej porze? w zasadzie czemu nie... mimo wszystko wieczór mi się "podoba", od kilku godzin bowiem szalje nad miastem cicha burza, pioruny walą jeden za drugim rozświetlając cały pokój, a ja siedzę pry otwartym na oścież oknie, bo niby z jakiej okazji nie skoro na zewnątrz jest 22 stopnie a u mnie w pokoju pewnie coś koło 20, choć na noc znając życie zamknę, bo gdyby zaczęło lać to wolałabym się z tego powodu nie musieć spowiadać...

Bez tytułu
21 maja 2007, 22:36

jakiś dziwny smutek znowu mnie dopadł, nie wiem dlaczego tak się stało ale się stało i siedzę sobie sama z moim smuteczkiem tak jak zwykle, jak od lat, ciągle tylko ja i on... a może wcale nie jest tak źle jak mi się znowu wydaje? kto to wie...pewnie nie jest tylko ja znowu coś przesadzam, ale w końcu raz na jakiś czas można sobie choć troszkę ponarzekać, nie? czasem tak bywa, że nawet nie można a trzeba... od razu mi lepiej:) nawet się uśmiechnę żeby nie było, śpiewam sobie półgłosem i to też mnie chyba rozluźnia, zaczynam od końca ooooo, zaczynam od końca no i dobrze bawię się... wcale tak nie jest ale tak śpiewają więc za dużego wybory nie mam, jakoś tak mi dziwnie na sercu kiedy wiem że "wszystko robię nie tak jak trzeba", bo teoretycznie straszliwie "zlewam" moich "PRZYJACIÓŁ", bo nie mam ochoty się z nimi spotykać i wogóle wszystko robię jakoś tak pod prąd... kurcze, raz na czas myślałam, że można, a z "przyjźnią" chyba będę musiała się pożegnać, w końcu co to za przyjaciel, który nawet się nie zainteresuje czy żyję tylko dzwoni z "mordą" o co znowu jestem obrażona? bo przeginam i wogóle 0 jakiej kolwiek inicjatywy z mojej strony – nie to, żeby oni coś robili, zawse tak było, że ja byłam wszystkiemu winna, a niby z jakiej okazji mam się na takie g... godzić, ciekawe czy będą się wyżywać za każdym razem kiedy zadzwonię zapytać co słychać, a dupa, pewnie nie zadzwonię, bo mnie wkurzyli, o dupę takich przyjaciół rozbić, jak czegoś potrzebują to zawsze od razu "stoją pod drzwiami" a ja mam tego dość i prawie... ufff, jak mi ulżyło jak się choć troszkę wyżaliłam:) od razu lepiej (teraz duet z Wydrą)