Bez tytułu
26 stycznia 2005, 00:00
dzisiaj już niby mi jest lepiej a jednak nie do końca... cały czas mam pred oczami najbliższą rodzinę ciotki, jej córkę, która się na nią wypieła i syna, ktorego też nie wiele obchodzi to, e ich matka po woli odchodzi w stronę jasnego światełka na końcu tunelu...wiem, ze takie jest życie, że aby mógł się ktoś urodzić musi ktoś odejść ale ja nie potrafię się z tym pogodzić... za głupia jestem czy za bardzo uczuciowa? nie wiem ale nie jestem przekonana czy chce to wiedziec...powoli chyba zbliza się pora spania (to chyba będzie pierwsza miła rzecz jaka mnie dzisiaj spotkamniejsza o to, w koncu kogo to obchodzi czy jestem szczęśliwa i zadowolona z życia? nie musicie odpowieadać wiem, że nie ma takich ludzi, smutne to jest ale niestety prawdziwe:( dobranoc więc wszystkim i wszystkiemu
Dodaj komentarz